
GDY USTAWIASZ KOGOŚ NA PIEDESTALE – UNIŻASZ SIEBIE SAMEGO
Nie da się patrzeć na osobę na piedestale, nie patrząc na nią z dołu – aby ona była wyżej, Ty musisz być niżej.
Bardzo łatwo jest wpaść w tę pułapkę – ponieważ rodzimy się w takim systemie, gdzie osoby będące wyżej w hierarchii – często są nam prezentowane jakie “lepsze”, “mądrzejsze”, “z większym sukcesem”. Jednocześnie zachęca nas to do tego, aby wspinać się po tych drabinkach, wierząc że im wyżej, im dalej zajedziemy – tym w końcu będziemy lepsi, mądrzejsi, bardziej poważani, będziemy nie tylko czuć się inaczej, ale także będziemy mieć w końcu kontrolę, której nie mieliśmy będąc TAM NIŻEJ.
Oczywiście to wszystko jest tylko iluzja
Wielu z nas wychowało się z rodzicami, którzy sprawiali wrażenie NIEOMYLNYCH, utrzymując nas w przeświadczeniu, że ICH AUTORYTET jest niezbywalny i nadaje im pełną kontrolę nad naszymi życiami. Ich racja to jedyna racja, ich droga to jedyna droga.
Rodzice ustawiają siebie samych na metaforycznych piedestałach, przekonując nas że oni wiedzą najlepiej (co wynika z ich własnych traum i niemożnością do konfrontacji ze swoimi ranami). Bardzo często jako dzieci zmuszone do pełnego posłuszeństwa warunkowanego miłością i akceptacją, stajemy się potem zależnymi dorosłmi z brakiem zdolności do samostanowienia.
Poszukujemy wiec kolejnych “rodziców”, którzy zadecydują za nas, którzy dadzą nam gotowe rozwiązania, którzy staną się tymi “nieomylnymi” istotami w naszym życiu, na których osądzie i wartościach będziemy mogli się oprzeć i zbudować swoje (pozornie) bezpieczne życie oraz czuć się przez nich przyjęci, uznani i dowartościowani.
To jest schemat jaki znamy, zatem jest on dla nas bezpieczny i do jego odtwarzania podświadomie dążymy.
Dlatego często szukamy ratunku, szukamy kogoś kto nas zbawi, kto będzie odgrywał dalej rolę nieomylnego rodzica ponieważ nikt nie nauczył nas samodzielności, ani nie dał na przestrzeni na rozwinięcie swojej własnej natury, potencjału i możliwości oraz wciąż mamy w sobie tę ogromną dziecięcą tęsknotę za miłością.
I obserwuję to często w rozwoju i duchowości (choć dzieje sie to wszędzie). Gdzie ustawiamy terapeutę, guru, lidera, uzdrowiciela, coacha, księdza, pastora, menadżera na piedestale, wierząc że w końcu będziemy bezpieczni, że wreszcie znaleźliśmy kogoś, kto nam pomoże. Przyjmujemy jego nauki, koncepcję, metody, wartości + budujemy na nich swój światopogląd.
Sama to robiłam niejednokrotnie, wydawało mi się to naturalne i bezpieczne – szukanie mentora, który wskaże mi drogę, lecz tak naprawdę szukałam “wyroczni” która objaśni mi życie i da mi odpowiedź na każde pytanie, tak abym już nigdy się nie zgubiła. Szukałam poczucia bezpieczeństwa i przynależności.
Problem pojawia się taki, że gdy ustawiasz kogokolwiek na piedestale to ta osoba jest WYŻEJ od Ciebie. To sprawia, że postrzegasz ją jako kogoś ważniejszego od siebie. Twoje uczucia, potrzeby, opinie, intuicja, odczucia – stają się mniej ważne, przykładasz do nich o wiele mniejszą uwagę niż do tego, co prezentuje osoba z piedestału. To ją bierzesz za wyznacznik dobra i zła, to ją bierzesz za wyrocznie.
A kiedy nie przykładasz uwagi do siebie, przestajesz PRZEPUSZCZAĆ przez siebie nauki, koncepcje, metody, porady. Przestajesz wyciągać swoje wnioski, lekcje, refleksje i przyjmujesz po prostu CZYJEŚ za własne. Bierzesz ten efekt końcowy bez wykonania własnej pracy, dlatego też po drodze nie jesteś w stanie odkryć, czy to rzeczywiście współgra z Tobą.
Przyjmujesz te rzeczy jako prawdy objawione, które nie wymagają kwestionowania. Za każdym razem gdy robimy coś takiego – to tak jak byśmy obklejali czymś swoje prawdziwe ja. Zakrywali je, zamiast rozwijać. Programujemy siebie, aby być jak ten ktoś z góry, zamiast wydobywać esencję tego kim jesteśmy MY. Zamiast poznać siebie, oddalamy się od siebie.
W konsekwencji tworzymy zasłonę dymną, która przesłania naszą prawdziwą naturę, wierząc że doświadczamy życiowej metamorfozy podczas gdy jedynie ubieramy naszego ego w nowe ubrania i nowy styl.
I jest to bardzo niebezpieczne miejsce bo gdy ufamy czemuś/komuś bardziej niż sobie to możemy zostać w łatwy sposób zmanipulowani. Gdy ustawiamy kogoś na piedestale w roli “zastępczego” rodzica + idealizujemy go, nie jesteśmy w stanie dostrzec żadnych niespójności w obrazie tej osoby, a nawet jeśli je widzimy to potrafimy w łatwy sposób je usprawiedliwić i wytłumaczyć, aby móc dalej wiedzieć tę osobą, jako nadczłowieka (i nie musi dotyczyć to nawet jednej osoby, może być to np. system jakichś wierzeń). Jednocześnie jesteśmy już na tyle odcięci od siebie, że nie zwracamy uwagi na sygnały ostrzegawcze płynace z naszego ciała, czy intuicji.
Jeśli w pewnym momencie zaczeniemy zauważać, że osoba z piedestału jest tylko człowiekiem, tak jak my, a nie “bogiem” za jakiego ją mieliśmy, że ona także popełnia błędy, że być może nie ma wszystkich odpowiedzi, że jest po prostu ludzka to może być bardzo trudny moment silnego rozczarowania i rozpadu iluzji. To może być moment, w którym dosłownie wali się Twój świat, bowiem zaczynasz kwestionować fundamenty, na jakich go oparłeś i często okazuje się, że rzeczy, które przejąłeś za prawdę, tak naprawdę nią nie są.
Taki moment, choć bardzo trudny może być niezwykłą SZANSĄ na zrozumienie, że NIE ma nikogo wyżej od Ciebie, nie ma nikogo kto wie lepiej, że autorytet, którego poszukujesz na zewnątrz, potrzebujesz ustanowić wewnątrz siebie. To może być moment załamania, kiedy odpada od Ciebie wszystko, czym Twoje prawdziwe JA zostało obklejone i wtedy kontaktujesz się realnie ze sobą prawdziwym, ale także z bólem i ranami, które do tej pory były przykryte, a które były pierwotnym źródłem uwikłania się w taką zależność.
Bowiem bez tego zrozumienia, rozpoznania i wewnętrznej konfrontacji z tym co boli, prawdopodobnie ruszysz dalej w poszukiwanie kolejnej osoby do ustawienia na piedestale.
Druga strona w jaką możesz ruszyć to także drugi koniec szali – czyli ustawienie samego siebie na piedestale, wierząc że podobnie jak Twój mentor posiadłeś wiedzę i zdolności, aby móc teraz postrzegać siebie już nie jako UNIŻONEGO, a wywyższonego + oprzeć na tym poczucie swojej wartości.
I to również przydarzyło się mnie samej. Miałam taki epizod i czas w moim życiu, gdzie uwierzyłam, że ja jestem w jakiś sposób lepsza bo ja JUŻ WIEM jak żyć, bo ja mam umiejętności, zdolności, wiedzę, intuicję, bo ja wykonałam pracę i oparłam na tym poczucie swojej wartości. Była to dla mnie bardzo cenna lekcja, za którą jestem wdzięczna bo choć spadłam z tego piedestału i mocno rozbiłam sobie głowę, to skontaktowałam się z prawdą.
To był moment gdy moje “guru” spadło z piedestału, na którym go ustawiłam, nieuchronnie za nim poleciałam ja sama. I to była rozsypaka totalna. Rozpadłam się cała. To była przerażające doświadczenie. Nie wiedziałam w co wierzyć, ani co robić. Nie wiedziałam, co jest prawdą, a co nie. To świadomość jak wiele oparłam swojego poczucia siebie na KIMŚ INNYM i na czyimś postrzeganiu świata była dla mnie druzgocąca. Poźniej natomiast wyzwalająca.
Z ogromną jasnością przyszło do mnie zrozumienie, że już czas, abym zaufała w końcu w pełni SOBIE + skonfrontowała się z wszystkim tym, co w sobie wypieram, nie chce wiedzieć i uważam za gorsze i słabsze. Ponieważ analogicznie, uważałam to za gorsze, słabsze w świecie i w innych ludziach.
WSZYSCY JESTEŚMY RÓWNI.
Twój terapeuta, coach, mentor, lider, przewodnik, szef, uzdrowiciel, przyjaciel, rodzic, pracownik, dziecko. Nikt nie jest w żaden sposób lepszy, ani gorszy.
Uczucia żadnej osoby, nie są ważniejsze od drugiej. Uczucia każdej osoby są TAK SAMO WAŻNE. Wartość żadnej osoby, nie jest wieksza od wartości drugiej osoby. Wartość każdego człowieka jest taka sama i niezbywalna. Każdy człowiek tak samo zasługuje na szacunek.
I nie ma znaczenia czy ktoś jest bardziej lub mniej przebudzony, czy oświecony, kto jaką ma pracę, kto co osiągnął, kto jakie ma życie. Wszyscy jesteśmy równi.
Ta wiara, że są jakieś levele, poziomy, które MUSISZ osiągnąć, aby być lepszym bo inaczej zostaniesz w tyle – to ułuda.
To jest kontynuacja podziału i hierarchii, która nas oddala od swoich wnętrz i od siebie nawzajem, zamiast nas zbliżać. To kontynuacja świadomości opartej w ego, która prowadzi do poczucia izolacji, wyalienowania i samotności.
Osoba na piedestale nie jest ideałem. Być może ją tak postrzegasz, ale to złudne wrażenie. Nikt z nas nie jest ideałem bo perfekcja nie jest ludzka. Zdejmując kogoś z piedestału, tak naprawdę zdejmujesz PRESJĘ z siebie. Bo skoro ta osoba nie jest idealna – Ty już do takiej samej perfekcji nie musisz dążyć. Uwalniasz przekonanie, że aby być wartościowym musisz tak samo wspiąć się na jakiś piedestał. Nie musisz.
Już jesteś wartościowy.
Inaczej taki schemat i pogoń może trwać w nieskończoność. Zawsze bedzie ktoś “wyżej” od kogo będziesz mógł czuć się gorszy. Zawsze będzie ktoś niżej od kogo będziesz mógł czuć się “lepszy”. To jest chwiejna konstrukcja ego. I to się nigdy nie kończy. Nie kończy się dopóki jesteśmy na tej drabince.
A jesteśmy na niej tak długo, jak długo wierzymy że nasza wartość jest ZALEŻNA od warunków i okoliczności. Tak długo jak nosimy w sobie rany dotyczące poczucia bycia nie wartym miłości i niewystarczającym, takim jakim się jest.
Tak długo jak są w nas części nas, które postrzegamy za niegodne miłości, za nie warte akceptacji i spychamy je wgłąb siebie, jednocześnie rozwijając i rozbudowując tę część nas, którą uważamy za “lepszą”. Tworzymy ten podział NAJPIERW w sobie.
A następnie projektujemy ten podział na świat. Dlatego system hierarchii nie zmieni się dopóki, każdy tego podziału nie zintegruje w sobie ♥️
Tak długo jak czujemy brak możliwości PRZYNALEŻENIA do świata kreujmy struktury nam to uniemożliwiające, ustawiając się w pozycji niższej lub wyższej od innych, aby nie móc spojrzeć im w oczy na równi.
Aby nie móc zbudować autentycznej bliskości z drugim człowiekiem, opartej na wzajemnej wymianie, na szacunku i akceptacji. Bo nie umiemy tych rzeczy przyjąć + odczuwamy lęk, że ktoś nas “przejrzy” i dostrzeżenie tę części nas, które uważamy za gorsze i pragniemy je przed nim ukryć.
Te wszystkie lęki i bóle płyną z naszych dziecięcych ran, które żyją wciąż w nas, często pogrzebane bardzo głęboko + przykryte silnymi mechanizmami obronnymi ego.
Dlatego też ekstatyczne i silne emocjonalnie doświadczenia wprawiajace nas w podwyższone stany świadomości – mogą wywierać na nas duże wrażenia czy często prowadzić do różnych odkryć, ale to NIE one prowadzą do TRWAŁYCH ZMIAN (natomiast mogą prowadzić do uzależnienia dając nam poczucie bycia na drodze do oświecenia).
Głębokie i trwałe życiowe przemiany wymagają zaangażowania, praktyki i codziennego świadomego działania. One dzieją się przez te drobne, małe konsekwentne kroki i wybory, których uczymy siebie na nowo każdego dnia. Poprzez introspekcję, autorefleksję, kochającą dyscyplinę + stawianie się dla siebie samego z empatią i miłością.
Zrobienie przestrzeni na ból, od którego uciekasz.
Wierzę, że KAŻDY wnosi coś unikalnego do świata i wszyscy możemy wzajemnie się od siebie uczyć i współpracować w dynamicznej kolaboracji. Nie ma jednej drogi, jednej prawdy, tak samo jak linerana hierarchia nie jest jedyną strukturą na jakiej może opierać się świat.
Jesteśmy w tym razem. W różnych miejscach, ale ani wyżej, ani niżej. Każdy na swojej drodze, ani lepszej, ani gorszej.
Twoja droga jest unikalna dla Ciebie. I taka ma być bo ma być zgodna z Tobą. Nie odkryjesz jej idąc po śladach innych osób. Musisz stworzyć swoje własne
Ostatecznie nawet i doświadczenie zagubienia siebie we współzależności i odnalezienie siebie na nowo też częścią tej drogi.
W tym też tkwi piękno całej tej podróży. I pamiętaj, że to co widzisz i podziwiasz w innych, tak samo istnieje w Tobie ❤