
Nowy etap
Kiedyś wierzyłam, że odnajdujemy nasze powołanie życia raz na zawsze. Myślę, że większość z nas niesie w sobie to przekonanie, że musimy odnaleźć tę jedną rzecz, do której jesteśmy stworzeni, a wtedy wszystko inne wpadnie na swoje miejsce…
Po wielu próbach i błędach doszłam do tego, że TA jedna rzecz, do której jesteśmy stworzeni NIE istnieje, a nasze powołanie zmienia się i ewoluuje wraz z nami, przybiera coraz to nowe formy, wyłania się wciąż na nowo z nas samych i naszych życiowych doświadczeń.
Wszystko jest w ciągłej zmianie, nie ma żadnego jednego punku, do ktorego mamy dotrzeć, nasze życie nie ułoży się nagle samo po odkryciu swojej pasji (lub czegokolwiek innego). Wszystko będzie wciąż się rozwijać i przekształcać wokół nas, a tym samym przynosić coraz to nowe wyzwania, lekcje i doświadczenia. I w tym nieprzewidywalnym doświadczeniu kryje się magia istnienia 🤍
W życiu chodzi o naukę bycia coraz bardziej SOBĄ, a to co właściwie, naturalnie przyjdzie do nas, wypłynie z nas i nie będziemy musieli tego nigdy szukać. Wręcz to wtedy, gdy przestajemy szukać, to co właściwe ma w końcu przestrzeń, aby się nam objawić…
Co oczywiście nie jest wcale takie łatwe!
Jesteśmy uczeni, że poczucie sensu wiąże się z osiąganiem i ROBIENIEM czegoś, co ma wartość. Trzeba inicjować, działać, kreować, stwarzać… I to jest przeświadczenie, które również miałam w sobie głęboko zakodowane. Nawet (albo szczególnie) w świecie duchowo-rozwojowym osłuchałam się niesamowicie dużo o tym, jak każdy z nas jest kreatorem swojego życia, zatem trzeba działać i manifestować non stop życie swoich marzeń i nie ma na co czekać bo nic nie zrobi się samo…
Życie skonfrontowało mnie z trudną lekcją i pytaniem – kim jestem poza tym co robię? Jeśli sens i wartość ma tylko robienie, to czy gdy nie robię moje życie przestaje mieć sens i wartość? Kim jestem poza moją pracą, kim jestem poza tym co wnoszę do świata? Czym jest wtedy moje życie i czy przestaje mieć ono wartość?
Po wielu kryzysach i załamaniach, doszłam do tego, że jest zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam.
To ja jestem sensem. Moje istnienie. I to ja natycham sensem wszystko co dotykam, robię i tworzę.
Nie na odwrót 🤍
Dlatego też to ogromnie ważne, abym natychała sensem rzeczy, które są prawdziwie właściwe dla mnie. A z kolei te rzeczy, na przestrzeni mojego życia, mogą się zmieniać. Czasami mogą być to rzeczy mało popularne, zaskakujące dla otoczenia czy nawet mnie samej. Jednak to ciało wyznacza drogę, swoją odpowiedzią na to co do mnie przychodzi, a moim zadaniem jest sobie ufać.
Weszłam w swoim życiu w wiele rzeczy z głowy, pomijając odpowiedź mojego ciała. Relacje, projekty, zobowiązania, decyzje. I były to chaotyczne, pełne trudności i skrajności wyzwania, które przeważnie kończyły się bolesną lekcją dla mnie…
Jestem wdzięczna za swoje błędy i pomyłki bo są one źródłem mądrości, która wspiera mnie w dalszej drodze. I bardzo często – wspiera też innych co zawsze głęboko mnie cieszy.
Jednak czasami etapy naszego życia dochodzą do naturalnego końca, konkluzji i wypalenia. I to w porządku. Możesz robić wszystko jak trzeba, a wiele rzeczy wokół Ciebie wciąż się zakończy. Nie znaczy to nic złego o Tobie, ani o tych rzeczach.
Tylko dlatego, że potrafimy coś robić bardzo dobrze, nie oznacza, że robienie tego, będzie zawsze dla nas właściwe.
Tylko dlatego, że coś działa, prosperuję i umysłowo wydaje się właściwie, nie oznacza, że takie w rzeczywistości dla nas jest.
Nic w życiu nie jest na zawsze. Nie ma żadnych gwarancji i nikt ich nam nie da. Droga trwa całe życie i zabiera nas w różne miejsca i zakątki. Coś co jest odpowiednie teraz, za jakiś czas może już nie być właściwe wcale. Taka jest natura życia – cykliczna.
Puszczenie rzeczy, gdy kończy się ich data ważności bywa bardzo trudne.
Przyznanie przed samym sobą, że to co niegdyś kochaliśmy, to w co zainwestowaliśmy swoją ogromną energię, czas i uwagę, już nie jest dłużej dla nas, bywa przerażające.
Trwanie w okresie “pustki” po zakończeniu czegoś, a zanim nadejdzie nowe bywa o wiele bardziej przerażające, niż trwanie w tym, co już nam nie odpowiada. Dlaczego często ignorujemy siebie, uciekając do głowy i zadowalamy się tym, że “nie jest aż tak źle” do momentu, aż dojdziemy w końcu do absolutnej ściany…
Do momentu, aż coś posypie się tak bardzo i mocno, że dotrze do nas nieodwracalnie, że czas już coś puścić. Już nie ma wątpliwości…
Nie uważam, że musimy zawsze dojść do kryzysu i ściany, aby coś zmienić. Nasze wnętrze daje nam znaki wcześniej. Ja wciąż uczę się je odbierać.
Aktualnie doszłam w swoim życiu do punktu, w którym to co niegdyś przynosiło mi głęboką satysfakcję – przestało. Było to trudne odkrycie, szczególnie, że moja głowa, stworzyła wizję, do której mocno się przywiązałam i trzymałam się kurczowo – że to co robię JEST NA ZAWSZE.
Z końcem sierpnia zdecydowałam się zrobić przerwę od mojej działalności sesjowej i warsztatowej. Podejmuję ten krok z wdzięcznością i głebokim uczuciem właściwości tej decyzji.
Miałam wielką przyjemność pracować z setkami osób na sesjach i warsztatach. Trzymać przestrzeń na transformacje. Podróżować po wewnętrznych światach, towarzyszyć w intymnych procesach. Dziękuję moim klientom za obdarzenie mnie takim zaufaniem. Dziękuję za sesje płaczu i śmiechu. Każdy z Was jest bliski mojej duszy i jestem wdzięczna za każde spotkanie, interakcje, czy to wiedzieliśmy się raz w życiu, czy przez kilka, kilkanaście miesięcy co tydzień. Dziękuje za zaproszenie mnie do waszego świata, za zaufanie w poprowadzeniu głębiej do siebie. Jestem z Was bardzo dumna. Nasza współpraca i współkreacja była dla mnie wielkim zaszczytem 🙏
Trzymam kciuki mocno zaciśnięte za każdego z Was!
Jestem głęboko dumna z tego, co zbudowałam i cieszę się też z miejsca, w którym jestem. Dałam z siebie naprawdę wiele przez ostatnie lata. Bycie przestrzenią dla innych, przy całym zaszczycie tego doświadczania, jednocześnie wyczerpało mnie bardzo mocno. Wypaliłam siebie. Mój układ nerwowy nie był gotowy na taką ilość bodźców związanych z moją pracą i twórczością. Przetwarzanie tak dużego codziennego obciążenia emocjonalnego, energetycznego i mentalnego, przy moich osobistych procesach, emocjach i praktykach, okazało się ogromnym wyzwaniem. Moje ciało tęskni do gruntownej regeneracji i możliwości skupienia tylko na sobie. Poddaje mi się w głębokim zaufaniu.
Mam w sobie głęboki spokój, że ścieżka ukaże mi się sama. Nie muszę nic wymyślać, nie muszę mieć odpowiedzi na teraz. Życie mnie prowadzi, a ja mu na to pozwalam. Ufam sobie i swojemu ciału. Puszczam całkowicie i jest to niezwykle wyzwalające.
Kieruję teraz uwagę mocniej na moją osobistą przygodę. Na głęboki i odżywczy odpoczynek po latach intensywnej wewnętrznej pracy – swojej i z innymi. To, co nowe, urodzi się samo w odpowiedniej chwili.
Puszczam. Płynę 🌊
Planeta Serca pozostaje niezmiennie tłem mojej życiowej ścieżki, nic nie znika. Będę dzielić się dalej moim życiowym doświadczaniem. W swoim tempie.
Dziękuję za Waszą obecność w mojej podróży. Odważajcie się do działań z wnętrza ❤
Z miłością
Kinga
Dla mnie jesteś zawsze. Dziękuję z całego serca. Kiedyś może będę mogła jakoś się zrewanżować, okazać wdzięczność. Może, gdy będziesz czegoś potrzebować Kingunia. Maila mojego masz. Pozdrawiam i przytulam Małgorzata
Piękny wpis, piękna droga, Piękna Ty🌱
Pięknie napisane. Dziękuję. Płyń.
Przede wszystkim dziękuję, poznałem Cię tylko z youtube. Jestem zaskoczony mądrością i pięknem Twoich nagrań. Cieszę się, że dałaś sobie czas i przestrzeń do tego, co przyjdzie. Życzę Ci bycia ze sobą, miłości do siebie i wiary w swoje wybory. Trzymaj się.