
Wracam do domu
Czuje jak powoli wkraczam w kolejny etap swojej podróży. Czuje w sobie silną potrzebę powrotu do korzeni, powrotu do rodziców, do tego KIM JESTEM i skąd pochodzę.
Czuję w sobie gotowość i chęć do przebaczenia, do zrozumienia – do powrotu do domu.
Czuję MIŁOŚĆ, która wypełnia mnie po brzegi. Czuję chęć, aby wrócić w ramiona swoich rodziców, aby wrócić do mojej rodziny.
Mój ród ukazuje mi się dumnie, kłania mi się i dziękuje za pracę, którą wykonuje. Czuję, jak stoją za mną i wspierają. Jak pokazują mi – że czas już WRÓCIĆ.
Nie chcę już walczyć, nie mam już na to siły. Wiem, że już wystarczy – już nie chcę się spalać w niekończącym się gniewie. Ten etap dobiegł końca. Oddałam to, co nie moje. Uszanowałam swój ból, swoje uczucia i krzywdy. Dałam sobie prawo do poczucia mojej historii. Wiem, że nigdy nie doszłabym tu, gdzie jestem bez tej wykonanej pracy – bez godzin i dni pełnych gniewu, przekleństw, łez, rozpaczy i strachu.
Nie stanęłabym tutaj, gdzie stoję – ze spokojem w sercu.
Wyrzuciłam to z siebie, dałam sobie prawo do wszystkiego, co było potrzebne mi do uzdrowienia, wyrównania i uwolnienia traumy.
I teraz – jestem gotowa iść dalej. Ponieważ zrozumiałam siebie, wysłuchałam głosu mojego wewnętrznego dziecka, podeszłam do siebie ze współczuciem i empatią – dzisiaj jestem w stanie to samo zaoferować innym. Dałam sobie całą MIŁOŚĆ, jakiej mi zabrakło.
I właśnie taka jest kolejność- najpierw Ty, potem reszta.
Nie można dać nikomu niczego, czego najpierw się nie dało się sobie samemu. Z pustego nie nalejesz. Ja już nie jestem pusta, jestem pełna po brzegi. Mam w sobie tyle, że mogę się dzielić.
Dlatego mogę stawiać się dla moich klientów i stworzyć dla nich przestrzeń pełną zrozumienia, przestrzeń na każdą ich emocje, przestrzeń pełną głębokiej akceptacji.
Dlatego mogę wspierać moich bliskich i przyjaciół w ich drodze.
I mogę w końcu przestać mieć baczenie na osoby, które zrobiły mi krzywdę. Każdy jest zły w czyjejś historii. Nie usprawiedliwiam, ani nie tłumaczę – każdy jest odpowiedzialny za siebie i swoje działanie, każdy też ponosi konsekwencje swoich wyborów. Dzisiaj patrzę z innej, szerszej perspektywy bo wzbiłam się wysoko ze swoją świadomością. Wybieram zrozumienie. Wybieram przebaczenie. Wybieram współczucie. Wybieram aby przyjąć ich do siebie takimi, jakimi są. Bo dzisiaj już mogę, bo tego mi teraz potrzeba.
Mogę to zrobić bo ja wiem kim jestem. Ja stoję w swojej sile. Ja siebie akceptuję w pełni, każdy aspekt mojego istnienia, ciemną i jasną stronę – mam w sobie zgodę na wszystko.
I to jest to – kiedy zmieniasz się Ty, inni również zmieniają swój stosunek do Ciebie. Zmieniasz dynamikę rodziny, rodu. I to jest cholernie trudne i niewygodne bo będziesz za to piętnowany, ale ostatecznie wszystkim przynosi to UZDROWIENIE. Bo wypowiedzenie na głos krzywdy jest tak samo potrzebne osobie, która została skrzywdzona jak i tej, która skrzywdziła, nawet jeśli zrobiła to nieświadomie. Obu im jest to potrzebne do rozwoju, wzrostu i głębszego zrozumienia siebie.
Ja wylałam z siebie wiele żalu, wiele gniewu, wiele rozpaczy. Dużo z tych rzeczy puściłam świat, choćby na tym blogu. Wiele razy pojawiało się poczucie winy, że zrobiłam błąd mówić publicznie o tym co inni mi robili. Czułam lojalność wobec nich, czułam że robię im tym krzywdę. Jednak dzisiaj wiem, że większą krzywdę robiłabym tak samo im, jak i sobie – gdybym milczała. Ponieważ odebrałabym zarówno sobie jak i im szansę na uzdrowienie, na wzięcie odpowiedzialności za siebie, na ZMIANĘ. Czuję też, na zupełnie innym, głębokim poziomie, że to MUSIAŁO zostać uwolnione właśnie w taki, a nie inny sposób. To musiało wyjść – dla dobra wszystkich.
Dlatego dzisiaj nie ma już we mnie niewypowiedzianego żalu, już nie ma cichej krzywdy, już nie ma zżerającej od środka złości, czy chęci zemsty. Już nie ma tego przysłowiowego trupa w szafie. Skończyło się udawanie, zakładanie maski na twarz, robienie dobrej miny do złej gry. Oczyściłam się z całej trucizny, która zatruwała mnie od środka. Ja jestem czysta, jestem wolna.
Transformując siebie – transformujesz też każdą relację, której jesteś uczestnikiem.
Ja dopiero teraz mogę się spotkać z innymi w PRAWDZIE. Mam w sobie akceptacje na to, co się wydarzyło, zamiast godzenia się z losem. Bo jest wielka różnica pomiędzy akceptacją, a pogodzeniem się z tym co było. Ja już nie godzę się z niesprawiedliwym losem bo inaczej wciąż stałabym w pozycji ofiary, z głęboko zakopanym żalem do całego świata. Ja dzisiaj AKCEPTUJĘ swoją historię bo długim procesie integracji i uzdrawiania.
Akceptacja to ostatni etap drogi. Nie można tutaj wskoczyć bez uwolnienia pokładów stłumionych przez lata emocji.
Ponieważ wykonałam realną pracę nad sobą – dzisiaj czuję w sobie gotowość, aby wrócić do moich rodziców z miłością, z poszanowaniem dla ich własnych historii, ich własnych traum. Dali mi tyle, ile mogli – dzisiaj to wiem. Dzisiaj rozumiem to i jestem wdzięczna za to co miałam – bo to, czego nie dostałam już opłakałam. Szanuję ich ścieżki życia i ich wybory, a mogę to zrobić bo uszanowałam najpierw siebie. Ja dzisiaj potrafię zadbać o siebie SAMA. Nie oczekuję już od nich niemożliwego i mogę wziąć od nich to, co oni są w stanie mi dać.
Iluzje opadły, nie żyję niespełnioną nadzieją, że będzie inaczej niż jest. Jest tak jak jest, inaczej być nie mogło bo ja nie byłabym wtedy tym, KIM JESTEM. Czuję wielką lekkość w sobie.
Wiem też, że ten ETAP zajmie czas. To jest mój proces i pozwalam aby on wydarzał się we mnie, w swoim własnym tempie. Nie pośpieszam, nie wymuszam – jestem i odczuwam.
To również nie oznacza, że zintegrowałam już wszystkie traumy, że już nigdy nie będę niczego procesować, wyrzucać złości, czy żalu. Nie. Tego tam jeszcze trochę jest i to będzie wracać prosząc o uzdrowienie. Jestem na to otwarta. Wiem jednak, że jednocześnie wchodzę na drogę wybaczenia i akceptacji i bezwarunkowej miłości. Już nie muszę sie szarpać i pytać: dlaczego? Już nie muszę walczyć z tym, skąd pochodzę. W powrocie do korzeni kryje się wielka tajemna moc, do której nie mamy dostępu dopóty, dopóki walczymy z naszym pochodzeniem. Uszanowuje swoje pochodzenie, uznaję swoich rodziców takimi, jakimi są, a tym samym uznaję siebie w pełni – bo bez nich, nie ma mnie.
Lecz, pisząc to powtórzę raz jeszcze – prawdziwa akceptacja, zrozumienie i wybaczenie, staje się możliwe tylko i wyłącznie, po uszanowaniu samego siebie, wszystkich swoich emocji, po integracji traumy i krzywdy. Bez tego procesu, dojść do akceptacji nie można. Nie można ominąć swoich emocji bo one i tak zawsze wrócą – rozwalając, co sobie zbudujemy. Nie można kochać innych – bez ukochania siebie.
Ja dzisiaj czuję się tak bardzo pełna i gotowa na powrót do domu, jak nigdy wcześniej. Biorę moją małą Kingę pod rękę i idziemy razem na spotkanie z bliskimi w MIŁOŚCI – wracamy do domu, do rodziny. JUŻ CZAS.