O melancholii, inspiracji i kreatywności

Melancholia jest głęboko niezrozumianym stanem. Świat nie patrzy zbyt przychylnie na potrzebę zatrzymania się, wycofania i pobycia w swoim wewnętrznym świecie, jakby było to coś nienormalnego, a czasami nawet godnego pożałowania i pogardy. 

Podczas gdy jest to najbardziej niezbędna i integralna część naszego ludzkiego doświadczenia.

Jestem przyjaciółką swojej melancholii, ona od zawsze była mocno wpisana w moją naturę, a od niedawna stała się ona dla mnie jednym z najbardziej odżywczych i kreatywnych czasów.

Spotkanie z nią jest dla mnie niczym głębokie zanurzenie się w otchłań istnienia, aby doświadczyć tam siebie. Te okresy mają dla mnie aurę pewnej świętości wokół siebie. Rozkoszuję się nimi, nawet gdy bywają wyzwaniem. Jest to czas mający w sobie coś niezwykle poetyckiego, duchowego. To stamtąd płynie u mnie najgłębsza inspiracja. 

Oczywiście, ten sam czas – niezrozumiany i nieuszanowany – potrafi stać się prawdziwym piekłem.

I tak też właśnie doświadczałam mojej melancholii we wcześniejszych latach mojego życia, a najmocniej w okresie dojrzewania – jako istne piekło.

Brak uszanowania i zrozumienia przez bliskich, a później przeze mnie samą – mojej potrzeby samotności, ciszy, zanurzenia się w sobie, regeneracji, odżywienia, przetworzenie swoich uczuć i emocji, skutkował u mnie poczuciem, że jest nienormalna.

Byłam w stanie ciągłego roztrojenia i rozregulowania. Moje emocje sięgały zenitu, nie radziłam sobie zupełnie z przytłaczającymi mnie nastrojami i stanami, które targały mną jak chorągiewką, doprowadzając na skraj wytrzymania. Dramat.

Długo dochodziłam do zrozumienia, że czas melancholii to czas pozostawania w bezruchu, skierowany do środka. Ponieważ gdy niewiele dzieje się na zewnątrz, zazwyczaj bardzo wiele dzieje się wewnątrz. 

Nauka pozostawania w spokoju, bezruchu i ciszy oraz nie zaburzanie tego okresu pomysłami mojego umysłu, oderwanymi od ciała – wciąż jest dla mnie wyzwaniem.

Większość nas rzuca się w inicjowanie jakiegokolwiek działania z niecierpliwości, poczucia winy, bezsilności…z lęku przed spotkaniem swoich lęków w ciszy. Niepewność co do tego ile potrwa okres bezruchu potrafi być trudna do zniesienia, a przecież jesteśmy od zawsze uczeni, że to musimy ruszyć naprzód i działać zamiast siedzieć bezczynnie. 

No właśnie….

Tylko, że wymuszona twórczość, praca, sztuka – płynąca z inicjacji głową, zawsze będzie pozbawiona swojej esencji, ponieważ esencja nie ma szansy dojrzeć i się wyłonić. Pozostanie jedynie obrazem, pozbawionym głębi, który wciąż może nieść wartość – ale stworzenie czegoś w taki sposób nie będzie ani satysfakcjonujące dla ciebie, ani nie poruszy to świata, tak jak by mogło. 

Wszystko ma swój czas. Ty również. Nauka swojego czasu jest niesamowicie wyzwalająca. Choć najcięższy do przyjęcia jest fakt, że odbywa się to poza logiką i kontrolą naszego umysłu…

Wymaga to poddania się i zaufania. 

Kiedyś byłam wielką orędowniczką podejścia, że trzeba działać, iść po swoje, że nikt nic za nas nie zrobi, że czas postawić na siebie i wykonać pracę…

To były rzeczy, których nauczałam się w rozwoju i wierzyłam w nie mocno. Dopóki sama nie pękłam pod ciężarem tej presji. Moja droga to ścieżka eksperymentu i dochodzenia do jasności metodą prób i błędów (profil 3/5 z human design). Ja zawsze rzucam się w doświadczenie, poobijam się drodze, podejmę wszystkie błędne decyzje, dopóki nie załapię o co chodzi, a wtedy pojawia się we mnie moment głębokiego olśnienia, jakby otworzyły się przede mną wrota do nieba 😁

Zatem moje błędy są dla mnie źródłem najgłębszych lekcji i formowania mądrości, która może potem służyć i asystować innym w ich podróżach. Tak, ten proces też ma swój cykl (żeby nie było nudno 😏 )

W mojej ścieżce doszłam do zrozumienia, że okresy melancholii nie są błędem, ani problemem – są ogromnie odżywcze. Wyniesione z nich autentyczne, osobiste i dogłębne doświadczenie staje się częścią naszej twórczości i pracy. Zawiera pewne uniwersalne mądrości i kody, które dotykają serc innych ludzi i zbliżają nas do siebie wzajemnie. 

Kreacja nie płynie pod presją – gdyż presja kreuje opór. Nie płynie gdy nie mamy dostępu do własnej intymności, ta z kolei jest rezultatem bycia w pełni obecnym, ze wszystkim co JEST w danym momencie – zarówno przyjemnym jak i niewygodnym. Gdy nie mamy kontaktu z esencją siebie, z tym co w nas najprawdziwsze, gdy nie ma uszanowania dla naszego osobistego procesu i czasu – nie ma FLOW.

W praktyce wygląda to na przykład tak – dostaję prośbę, aby o czymś opowiedzieć, temat mnie fascynuje, mam wiele rzeczy do opowiedzenia…ale nie mam energii aby wprowadzić to w życie. To dla mnie znak, że albo temat jest nieodpowiedni dla mnie albo to jeszcze nie ten czas, aby o nim mówić. Mogłabym popchnąć siebie do opowiedzenia o tym, ale nie dotknę tego tematu wtedy tak głęboko jak bym mogła. 

Wierzę, że czasami mogę wydawać się dla otoczenia chaotyczną siłą. Kiedyś miałam z tym duży problem, chciałam być taka poukładana, regularna, profesjonalna…teraz gdy rozumiem już swoją naturę, jest mi już z tym dobrze.

Wręcz ja prosperuję najlepiej jako taka ekstatyczna siła w pulsach życia, zanurzona w swoich cyklach, wynosząca na świat to co głęboko rezonuje ze mną i we mnie, w nieregularnym lecz odpowiednim dla mnie czasie.

Jakkolwiek wyglądają twoje cykle, czy podobne do moich czy całkowicie różnie – one są idealne dla Ciebie i takie właśnie mają być. To jest twoja sfera geniuszu. 

Nie musimy już dłużej dostosowywać się do wytycznych świata jak “powinno” się żyć. Ta era dobiega końca i wygasa. To, co potrzebujemy aktualnie najmocniej to dostosować się w końcu do siebie.

Uszanować i uhonorować mój unikalny sposób funkcjonowania w świecie i dostroić się do niego – zamiast dostosowywać i zaginać swoją naturę do form i struktur stworzonych przez świat, który do tej pory tłumił wszelkie przejawy indywidualności, a inność zawstydzał, tępił i wprawiał w poczucie ułomności. 

Za każdym razem gdy próbujemy się gdzieś wpasować, oznacza że musimy upchnąć lub stłamsić jakąś część siebie. To nie jest wygodne życie. Nie jesteśmy ciastem, które można ugnieść do foremki. A już na pewno w takim stłamszeniu nie mamy możliwości poznać i rozwinąć pełni naszego potencjału, zdolności, mocy i wielowymiarowości. 

Czas wyjść z gry świata, z pośpiechu, nerwowości, z linii czasowych narzucanych nam z zewnątrz i odkryć swoją własną “prędkość”.

Odkryć to, co jest naprawdę twoje ❤

To, co głęboko rozpala twoje wnętrze, co wypełnia cię natchnieniem, co uaktywnia ciebie.

To, na co masz w sobie głębokie, pewne, pełne i ugruntowane “tak”.

To, co cię poszerza, rozluźnia, sprawia że oddychasz głębiej, napełnia cię ekspansywnym uczuciem energii.

To jest do odkrycia tylko w tobie, w głębi Twojego istnienia i nigdzie indziej 🌑

Czy rzeczy, które dla siebie wybierasz to są rzeczy, które dokładnie z tobą współgrają i odpowiadają temu kim jesteś? Czy wybierasz je z głębokiej i jasnej odpowiedzi swojego ciała, które prowadzi Cię w ich kierunku?

Czy rzeczywiście są to twoje rzeczy, a nie ziarna zasiane w tobie przez innych? Wizje utkane z nie twoich marzeń? Kojące fantazje, będące próbą zrekompensowania traumy wewnętrznego dziecka? Rzeczy, które “powinieneś” chcieć bo chcą ich wszyscy? Rzeczy, które maja sens, aby je wybrać bo inni by przecież oddali wszystko za podobną szansę? 

Mamy wiele do rozkodowania w swoich wnętrzach ️✨

Życzę Ci owocnych i uświęconych okresów melancholii, które dadzą życie nowym odkryciom i przełomom, zbliżą Cię jeszcze mocniej do siebie i staną się podłożem do niesamowitej kreatywności, abyś leciał jak na skrzydłach w okresach flow 🕊❤

Świat na ciebie zaczeka z przyjemnością.

Utulam
Kinga

Jeśli uznałeś ten wpis za wartościowy, podziel się nim z kimś bliskim ♥

Share on facebook
Share on whatsapp
Share on email
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Zapraszam Cię do współpracy

0
Would love your thoughts, please comment.x
()
x